Budowa kościoła Miłosierdzia Bożego w Rozdzielnej
Misje na Wschodzie, Ukraina
W dniach 21-31.01.2013r. w naszej parafii gościł ksiądz Jan Dargiewicz, który od 2005r. pracuje na misjach we wschodniej Ukrainie w parafii Bożego Miłosierdzia w Rozdzielnej i parafii św. Jana Pawła II w Dacznej oraz innych należących do diecezji Odesko – Symferopolskiej, obejmującej swymi granicami basem Morza Czarnego od strony ukraińskiej wraz z Krymem i częścią Morza Azowskiego w stronę Kijowa. W skład diecezji wchodzi pięć województw, a obszar jej jest wielkości połowy Polski. Pracuje tam zaledwie 56 kapłanów.
Wywiad z ks. Janem Dargiewiczem
Jak się pojawiłem w waszej parafii? Gdy Chrystus wysyłał apostołów, to wyraźnie powiedział: "Wysyłam was tam, gdzie sam chciałem dojść." W obecności kapłanów - apostołów przychodzi sam Jezus z misją konkretnych działań do ludzi. Jestem tu na ziemi właśnie z takim konkretnym planem od Boga, dlatego się spotkaliśmy.
Paradoksem pracy na Wschodzie jest to, że aby tam móc działać, to trzeba na to najzwyczajniej zarobić. Jestem wdzięczny księdzu proboszczowi za zaproszenie i parafianom, że wspomogli ewangelizację, budowę kościoła Bożego Miłosierdzia w Rozdzielnej. Wschód nie jest zaliczany do terenów misyjnych ze względu na prawosławie, więc nie korzystamy ze środków misyjnych. „Pomoc Misjonarzom Na Wschodzie” jest jedynym funduszem Episkopatu, ale w stosunku do potrzeb, pomoc ta jest znikoma. Środków miejscowych jest bardzo mało. Nawet nie starcza na paliwo. Nie możemy pokryć kosztów połowy dojazdów, które mamy, nie mówiąc już nawet o tym, że pieniędzy nie ma na wspieranie funkcjonowania i rozwijania parafii. Ale dzięki Bogu widzimy Jego działanie. Mimo wielu kilometrów dzielących parafie, staramy się, aby zwiększała się ilość wiernych.
Kiedy przyjechałem na Ukrainę, obraz, jaki tam zobaczyłem był dla mnie szokiem kulturowym. Panowała tam ścisła ateizacja. Nawet nie inna wiara, nie prawosławie. Niedziela była dniem takim, jak pozostałe. W niedziele widziałem, jak ludzie kładą asfalt. Ale pracowali tam nie tylko mężczyźni, także kobiety. Pomyślałem: "Boże, gdzie ja trafiłem? A więc tak wygląda Dzień Pański…" Miejscowość, w której buduję kościół liczy 35 tys. osób. Wielkanoc zgromadziła niespełna 100 wiernych. Przypomina mi się w tym miejscu rozmowa z pewnym mężczyzną. Zapytany przeze mnie, czy jest wierzący odpowiedział twierdząco, ale przyznał, że ostatni raz, kiedy był w cerkwi, to jakieś pięć, może osiem lat wstecz. Powiedział mi, że zapalił świeczkę i po ok. 5 min. wyszedł z cerkwi.
Naszym zadaniem jest niesienie ewangelii Chrystusa, tradycji chrześcijańskich i kultury, której też niestety tam brakuje. Wraz z pojawieniem się i rozwojem Kościoła na Wschodzie, widać pewne przemiany. W Polsce wierni nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo do ewangelizacji przyczynili się papież Benedykt XVI i Franciszek. Informacje o abdykacji odbiły się silnym echem. Ludzie zaczęli zastanawiać się, kim jest papież, dlaczego jest taki ważny. Wielu otworzyły się oczy, zaczęli odnosić się do naszej wiary z szacunkiem. Do tej pory spotykaliśmy się z głosami, że jesteśmy sektą. Sektą byliśmy nazywani, gdyż nie mieliśmy miejsca na to, aby się gromadzić na mszy w jednym konkretnym miejscu. Msze odprawiane były u różnych ludzi w większych pokojach. Nie wszyscy wierni chcieli uczestniczyć we mszach w obcych domach. Na szczęście udało się nam kupić, dzięki pomocy fundacji, np. niemieckich, dom, który przebudowaliśmy tak, aby mógł spełniać rolę kaplicy. Polska wspomogła nas w wyposażeniu kaplicy i dokończeniu remontów. Gdy tylko kaplica się pojawiła, nasza parafia się przymnożyła. Plotki o rzekomej sekcie ustały. Ludzie widzieli w kaplicy obiekt sakralny, z krzyżem, figurami. Kaplica została wyposażona m.in. przez siostry zakonne z Polski, które zmieniały swoją i dały nam ołtarz, ambonę i tabernakulum. Został tylko problem, jak to przewieźć na Ukrainę. Udało mi się to latem, kiedy razem z księdzem biskupem wprost przemyciliśmy to wszystko przez granicę. Nikt nie chciał nas przepuścić, przychodził coraz to wyższy urzędnik. Mówili, że to zbyt duże meble. W końcu przyszedł mężczyzna i zapytał, co dokładnie przewozimy. Odpowiedziałem, że to ołtarz. Urzędnik nie wiedział, co to takiego, ten nasz ołtarz, więc wytłumaczyłem, że to taki duży stół, przy którym ksiądz odprawia msze. Po pewnym czasie, wreszcie mogliśmy odjechać. Biskup nie miał świadomości, jak to wszystko się odbywa na granicach, że zawsze ryzykujemy. Nigdy nie wiemy, czy nas przepuszczą czy nie.
Parafie wspomagają nas, czym mogą. Jedna z sióstr zakonnych znalazła u siebie, można powiedzieć taką firankę. Podziękowałem i powiedziałem, że z pewnością się przyda. Siostra powiedziała, że jest to firanka Dzieciątka Praskiego. Niestety nie mieliśmy takiej figurki. W jednej chwili pobiegła do sklepu i kupiła taką figurkę. Dzieciątko Praskie jest wystrojem ołtarza głównego. Nasza parafia ma wiele młodych małżeństw. Na msze przychodzi wiele małych dzieci, które bawią się razem na dywanie. Maluchy będące na mszy czasem też podbiegają do ołtarza, głaszczą figurkę Jezuska po główce i biegną z powrotem do mam. Ze względu właśnie na te małżeństwa nasza parafia ma drugi tytuł – Świętej Rodziny. Kościół ten od 22.10.2013r. działa jako parafia p.w. Św. Jana Pawła II. Jest to ewenement, póki co, światowy. Papież dopiero na wiosnę zostanie ogłoszony świętym, ale ze względu na biurokrację i czas, jaki potrzebny jest na Ukrainie, aby uzyskać dokumenty potwierdzające parafię było to konieczne.
Jak jeszcze ewangelizujemy? Czas Bożego Narodzenia jest dobrą okazją, aby zrobić coś więcej. Udało mi się umieścić przed katedrą w Odessie szopkę. Była to szopka zakopiańska. Spotkałem przyjaznych ludzi w Zakopanem, którzy szopkę zrobili, ufundowali i przywieźli. Prowadziłem rekolekcje adwentowe i za ofiary udało mi się uzyskać figury Matki Bożej, Dzieciątka i św. Józefa w wielkościach naturalnych. Wykorzystałem także stary sprzęt muzyczny. Wieża odtwarzająca wiele razy pomogła mi w ewangelizacji. Tym razem schowałem ją w sianie w stajence i cały czas wygrywała kolędy, w tym roku w różnych językach. Przychodzili różni ludzie i robili zdjęcia. Nawet doszły do nas opinie władz, że Kościół Katolicki zorganizował jedyne wydarzenie podczas Bożego Narodzenia katolickiego i prawosławnego. W moim zamyśle szopka miała być dla wszystkich ludzi w mieście i zachęcać ich do wejścia do katedry. W kościele była ładniejsza szopka, ale tam wchodzili tylko katolicy. Okazało się, że przychodzący z ciekawości zaczęli wchodzić do świątyni. Wnętrze jest w stylu klasycznym, stwarza atmosferę modlitwy i dostojeństwa miejsca. Wszystko to jest nowe, ponieważ kościół został odbudowany w 1992r. Wcześniej władze zamieniły go na halę sportową. Kolejni ludzie pytają, jak można zostać katolikiem, widać dużo pozytywnego zamieszania. To właśnie efekt naszej ewangelizacji.
Zorganizowaliśmy także przed katedrą festiwal kolęd w różnych językach. Było to już po świętach katolickich i prawosławnych, aby każdy bez względu na narodowość i kulturę mógł znaleźć czas, aby przyjść. Przygotowałem herbatę i wypieki. To stworzyło atmosferę pewnego rodzaju jedności chrześcijańskiej. Jak widać, Chrystus jednoczy również przez kulturę i tradycję.
W naszej ewangelizacji nie jesteśmy sami. Nawet ze strony konsulatu otrzymujemy pomoc w niektórych działaniach. Czasem w kwestii transportu przez granicę, czasem jeśli chodzi o jakieś dokumenty. Wszystko udaje się pokonać dzięki ludziom dobrej woli, którzy chcą coś zrobić. Zdarzało się, że konsul przez półtora dnia załatwiał sprawy z celnią. Sam nie dałbym rady. Ale z innymi, zawsze. W ludziach jest siła, jeśli mają jakiś wspólny wektor, który ich jednoczy. To żywa Ewangelia, której doświadczam. To żywe działanie Boga. Żyjąc właśnie na tych terenach, człowiek tym bardziej może odczuć Jego działanie, pomoc na tej pustyni. Jego krople ożywiają serca ludzkie i Kościół.
Poprzez dzieci również działa Bóg. Pewna babcia przyprowadziła do nas wnuczka. Bardzo chciała, aby wnuk przystąpił do I Komunii Świętej. Miał już 14 lat. Jego wiara była tak silna, że wracając do domu po katechezie, wszystko co usłyszał, opowiadał rodzicom i dziadkowi. W domu jedynie babcia była praktykująca. Tak przeżywał spotkania na katechezie, że można powiedzieć – ewangelizował własną rodzinę. Teraz są praktykujący. Rodzice przyjęli sakrament małżeństwa, dziadek po wielu latach przystąpił do spowiedzi. Teraz dziękują Bogu za to, że są w wierze, ich życie się zmieniło. Otworzyli serca na świat duchowy. Relacje w rodzinie się poprawiły, zmieniły się dzięki dziecku. Różnymi drogami Bóg działa. My jesteśmy Jego sługami. Czasem lepiej, czasem gorzej robimy to, co do nas należy, ale Bóg daje poznać swoje działanie.
ks. Jan Dargiewicz
wysłuchała: Joanna Bortlik
Linki do stron:
Wiecej zdjęć do zobaczenia w Galerii zdjęć >>